sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 20 – „To nic kiedy płyną łzy, bo świat ma już dosyć ich. Dobrze wiesz, że warto próbować zawsze raz jeszcze”


Wiktoria obudziła się ze śpiączki dnia następnego. Nie wiedziała gdzie jest. Otaczała ją niewinna i tchórzliwa biel. Bolała ją głowa. Nie wiedziała tylko dlaczego.
- Obudziła się pani – powiedział do niej pewien mężczyzna ubrany na biało.
- Gdzie ja jestem? – spytała.
- W szpitalu. Została pani dość poważnie pobita.
 Wtedy coś zaczęło się jej przypominać, c o się stało. Wracała do domu i nagle ktoś ją zaatakował i wepchnął do bramy, a potem bezlitośnie pobił, a ostatnie słowa jakie usłyszała od damskiego głosu „To cię nauczy, że nie podrywa się cudzych mężczyzn”, a potem stukot obcasów i pogłębiająca się ciemność.
- Jak długo tu jestem? – spytała.
- Od wczoraj wieczora. Ma pani bardzo silny organizm. Szybko się pani wybudziła, a dodatkowo dziecku też nic nie jest.
- Jakiemu dziecku? – spytała zdziwiona, bo nie pamiętała żeby jej wtedy towarzyszyło jakieś dziecko.
- To, które pani nosi w sobie.
- Jestem w ciąży? – spytała zaskoczona.
- To nie wiedziała pani?
- Nie.
- To już pani wie. I moje gratulacje. A teraz pani wybaczy, ale muszę iść dalej na obchód szpitala. Musimy jeszcze trochę wzmocnić pani dzieciątko – powiedział i wyszedł.
 Wiktoria odruchowa dotknęła się brzucha i wydawało się jej, że poczuła bicie serca swojego nienarodzonego jeszcze dziecka. Poczuła wypełniającą ją od środka trudną do opisania, ale dającą siłę, wiarę i chęć walki o życie tej istotki za które była odpowiedzialna. Nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, że Fernando nie będzie chciał jej pomóc. Bez względu na przeciwności losu chciała urodzić swoje dziecko i dać mu jak najwięcej miłości. Pamiętała ze swojego dzieciństwa, że czuła ogromną miłość od strony rodziców. I nie była to miłość nadopiekuńcza.
- Kochanie obudziłaś się – powiedział Fernando wchodząc do sali.
- Tak – odpowiedziała lekko się uśmiechając.
 Mężczyzna podszedł i pocałował ją w policzek i usiadł na krzesełku obok.
- Jak się czujesz? – spytał łapiąc ją za rękę.
- Jak pobita.
- Nie długo stąd wyjdziesz – powiedział.
- Lekarz powiedział mi, że sobie jeszcze tu poleżę ze względu na dziecko – rzekła i dotknęła wolną ręką brzucha.
- Już wiesz.
- Wiem.
- Kochanie damy radę. Ja już jestem w trakcie rozwodu. Do porodu weźmiemy ślub, zamieszkamy w małym domku po za miastem. Kocham Cię- wyznał i pocałował ją w dłoń, którą trzymał.
- Widzę, że zaplanowałeś sobie wszystko.
- Tak mi się marzy – powiedział z lekkim uśmiechem.
- Aha.
- A ty nie chcesz być ze mną? – spytał, a blondynka w jego oczach ujrzała strach.
- Chcę. Niczego innego nie pragnę, niż tego aby spędzić całe życie z tobą i naszym dzieckiem. Przez głowę mi nie przeszła nawet myśl, że mogłoby być inaczej.
- To dobrze. A z programu musimy zrezygnować – powiedział Torres.
- Dla dobra dziecka jestem gotowa to zrobić – powiedziała.
- Kocham Was – powiedział, a po chwili spytał – Wiesz kto ci to zrobił?
- Nie. Nie widziałam twarzy tego kogoś. Jedyne co usłyszałam to: „To cię nauczy, że nie podrywa się cudzych mężczyzn i stukot obcasów.”
- Tamara – powiedział Fernando.
- Nie wiem czy to była ona.
- Ale ja to wiem. Tylko ona jest do tego zdolna.
- Fernando daj spokój.
- Trzeba to zgłosić na policje – trwał przy swoim mężczyzna.
- Nic to nie da. A ja chcę o tym jak najszybciej zapomnieć i zadbać o nasze dziecko – powiedziała to tak dobitnie, że Torres nie miał już żadnych wątpliwości, że dla niej teraz jest najważniejsza ta osóbka pod jej serduszkiem.
- Dobrze będzie jak chcesz.
- Dziękuje. A Paula dziś nie przyjdzie?
- Jak się wyśpi to tak.
- A to zabalowała z Pattinsonem?
- Nie. Zdemolowała mieszkanie.
- Co?! – spytała zdziwiona i zdenerwowana.
- Nie wiem skąd, ale dowiedziała się, że Pattinson  nie jest z nią szczery i ma kogoś w Ameryce i tak się zdenerwowała, że jak wróciłem do domu to myślałem, że ktoś ją skrzywdził. Wszystko było wywrócone, a ona siedziała i płakała w kącie.
- Kretyn z niego – powiedziała Wiktoria zdenerwowana.
- Kochanie nie denerwuj się. Nie wolno ci – mówił Fernando głaszcząc jej dłoń.
***
[Ewelina Flinta – „Nieskończona Historia”]
 Paula wstała o godzinie 10. Zły humor jej nie opuszczał. Zresztą nie ma czemu się dziwić w końcu dzień wcześniej jej świat runął w gruzach, pęknął jak bańka mydlana. Poszła do łazienki i nawet przez moment nie spojrzała przez lustro dopóki nie obmyła twarzy porządnie zimną wodą. Nałożyła odpowiednią warstwę makijażu. Wróciła do pokoju i ubrała jakieś białe ubrania. Potem zjadła byle jakie śniadanie. Postanowiła odwiedzić Wiktorię, bo pomimo tego, że w jej życiu się nie układało to nie zapomniała, że jej jedyna przyjaciółka jest w szpitalu i nie wiadomo kiedy się obudzi. Wyszła z domu dokładnie zamykając drzwi. Postanowiła nie korzystać z taksówki tylko do szpitala pójść na pieszo, bo stwierdziła, że zimne i świeże powietrze dobrze jej zrobi. Szła powoli nie śpiesząc się nigdzie.
- Paula – usłyszała głos obok siebie.
 Dobrze wiedziała czyj to jest głos i wszystko się w niej zagotowało.
- Masz czas dziś wieczorem? – Robert posłał jej jeden ze swoich uśmiechów pod którym kolana się uginały każdej dziewczynie.
- Nie mam dla ciebie czasu ani dziś, ani jutro, ani nigdy później – powiedziała nie patrząc nawet na niego.
- Coś się stało? – spytał kompletnie nie wiedząc o co jej chodzi.
- O to, że nie mam dla ciebie czasu i nawet nie chcę go mieć – powiedziała głosem pełnym pogardy.
- O co ci chodzi? – spytał łapiąc ją za rękę.
- O to, że nie chce cię znać kłamco.
- Przecież cię nie okłamałem.
- Nie? A kto powiedział, że rozstał się z dziewczyną?
- A o to ci chodzi?
- Nie no wiesz o coś innego – powiedziała z ironią.
- Przestań – poprosił ją.
- Nie to ty przestań pojawiać się w moim życiu, bo mam cię dosyć – powiedziała patrząc w jego orzechowe oczy kiedy wypowiadała to zdanie biła z niej ogromna pewność siebie, a jej oczy patrzyły na niego obojętnie jak nigdy.
- Ale…
- Żadnego ale – przerwała mu i odeszła bez żadnego słowa więcej pozostawiając go samego w wielkim mieście oraz samego ze swoimi myślami.
 Rozeszli się jak zwykli ludzie, a spotkali się jako wyjątkowi, a ich piętno miało ciążyć w życiu każdego z nich już wiecznie.
Spotkanie jakich mało
Na środku świata im zdarzyło się
Rozstanie jakich wiele
Na zawsze drogi im rozeszły się*
***
 Robert wrócił do hotelu, spakował się i pojechał taksówką na lotnisko. Tam wykłócił się o swój bilet do Stanów Zjednoczonych. Wykorzystał bezlitośnie to, że jest gwiazdą i guzik go to obchodziło, że jutro będą o tym pisać wszystkie brukowce w Hiszpanii, a kilka dni później ta wiadomość dotrze do USA. W samolocie myślał tylko o tym jakim bezczelnym i zakłamanym człowiekiem stał się przez sławę, która oprócz dużych pieniędzy nie miała więcej żadnych plusów. Przypomniał sobie jak przed kilkoma miesiącami obiecał mamie, że się nie zmieni, że pozostanie tym samym Robertem. Zmienił się tak bardzo, że już sam nie wiedział kim dawny Pattinson był. Zgubił się w labiryncie życia.
- Robert! – usłyszał radosny krzyk i poczuł na szyi ręce Jessiki.
 Był tak zajęty swoimi myślami, że nie wiedział kiedy i jak dotarł do domu.
- Cześć kochanie – powiedział z wymuszonym uśmiechem i przyjrzał się uważnie dziewczynie.
 W jej oczach zobaczył dwie iskierki. Z czegoś była zadowolona i z pewnością – był o tym przekonany w 100% - nie było to związane z pracą.
- Mam dla ciecie wspaniałą wiadomość – powiedziała prowadząc go do salonu.
- Jaką? – spytał siadając.
- Bo ja… jestem w ciąży/ 3 miesiąc – wydusiła w końcu z siebie.
 Patrzył na nią jak na kosmitkę. Nie wiedział co powiedzieć. Wiedział jedno, że jest skazany na tą kobietę do końca swoich dni.
- To wspaniale – skłamał i wymusił uśmiech.
 Zaplątał się w sieć kłamstw z której nigdy nie miał już wyjść.
***12 miesięcy później***
- Paula nie musisz uciekać – powiedziała Wiktoria stojąc na lotnisku razem z Torres’em i swoimi bliźniakami.
- Muszę. Tu za dużo złych wspomnień jest związanych z nim i z tym całym światem, który jest do niczego – stwierdziła z nie ukrywanym żalem.
- Przestań. Masz nas – mówił Fernando.
- Wy macie rodzinę. Zajmijcie się Olivią i Olivierem.
 Paula była osobą słabą psychicznie i ciężko jej było funkcjonować przez 12 miesięcy w mieście pełnym złych wspomnień. Wytrzymała tu tylko dlatego, że obiecała Wiktorii, że zostanie z nią do czasu narodzin jej dzieci oraz jej ślubu z Fernando w ciągu roku pochowała także rodziców którzy bardzo szybko odeszli z tego świata zmęczeni ciężką pracą, dodatkowo zmartwieni złym samopoczuciem swojej jedynej córki. Teraz jednak nadszedł czas zamknięcia pewnego rozdziału w swoim życiu.
- Ty jesteś dla mnie jak siostra – powiedziała Wiktoria ze łzami w oczach.
- Ja też cię kocham jak siostrę, ale kiedyś muszę sama stanąć na nogi i nauczyć się sama żyć – wyjaśniła i przytuliła do siebie Wiktorię.
- Mogłam cię zmusić  do tego, żebyś została matką chrzestną mojej córki i na przekór tobie dać jej na imię Paula – mówiła Wiktoria.
- Szybciej zapomnisz – stwierdziła blondynka i ruszyła w stronę odprawy.
 Rodzina Torres’ów patrzyła na oddalającą się postać. Nie dziwili się jej, że postanowiła uciec przez wspomnieniami, które potrafią dotkliwie ranić.
- Ona wie co robi – wyszeptał mężczyzna do ucha żony.
 Ruszyli do wyjścia prowadząc dwa wózki ze swoimi dziećmi. Wiktoria wiedziała, że zyskując miłość straciła przyjaźń, ale życie polega na dokonywaniu wyborów, które często bywają trudne i ciężko jest się z nimi pogodzić.