Wiktoria obudziła się ze
śpiączki dnia następnego. Nie wiedziała gdzie jest. Otaczała ją niewinna i
tchórzliwa biel. Bolała ją głowa. Nie wiedziała tylko dlaczego.
-
Obudziła się pani – powiedział do niej pewien mężczyzna ubrany na biało.
- Gdzie
ja jestem? – spytała.
- W
szpitalu. Została pani dość poważnie pobita.
Wtedy coś zaczęło się jej przypominać, c o się
stało. Wracała do domu i nagle ktoś ją zaatakował i wepchnął do bramy, a potem
bezlitośnie pobił, a ostatnie słowa jakie usłyszała od damskiego głosu „To cię
nauczy, że nie podrywa się cudzych mężczyzn”, a potem stukot obcasów i
pogłębiająca się ciemność.
- Jak
długo tu jestem? – spytała.
- Od
wczoraj wieczora. Ma pani bardzo silny organizm. Szybko się pani wybudziła, a
dodatkowo dziecku też nic nie jest.
-
Jakiemu dziecku? – spytała zdziwiona, bo nie pamiętała żeby jej wtedy
towarzyszyło jakieś dziecko.
- To,
które pani nosi w sobie.
-
Jestem w ciąży? – spytała zaskoczona.
- To
nie wiedziała pani?
- Nie.
- To
już pani wie. I moje gratulacje. A teraz pani wybaczy, ale muszę iść dalej na
obchód szpitala. Musimy jeszcze trochę wzmocnić pani dzieciątko – powiedział i
wyszedł.
Wiktoria odruchowa dotknęła się brzucha i
wydawało się jej, że poczuła bicie serca swojego nienarodzonego jeszcze
dziecka. Poczuła wypełniającą ją od środka trudną do opisania, ale dającą siłę,
wiarę i chęć walki o życie tej istotki za które była odpowiedzialna. Nawet
przez chwilę nie pomyślała o tym, że Fernando nie będzie chciał jej pomóc. Bez
względu na przeciwności losu chciała urodzić swoje dziecko i dać mu jak najwięcej
miłości. Pamiętała ze swojego dzieciństwa, że czuła ogromną miłość od strony
rodziców. I nie była to miłość nadopiekuńcza.
-
Kochanie obudziłaś się – powiedział Fernando wchodząc do sali.
- Tak –
odpowiedziała lekko się uśmiechając.
Mężczyzna podszedł i pocałował ją w policzek i
usiadł na krzesełku obok.
- Jak
się czujesz? – spytał łapiąc ją za rękę.
- Jak
pobita.
- Nie
długo stąd wyjdziesz – powiedział.
-
Lekarz powiedział mi, że sobie jeszcze tu poleżę ze względu na dziecko – rzekła
i dotknęła wolną ręką brzucha.
- Już
wiesz.
- Wiem.
-
Kochanie damy radę. Ja już jestem w trakcie rozwodu. Do porodu weźmiemy ślub,
zamieszkamy w małym domku po za miastem. Kocham Cię- wyznał i pocałował ją w
dłoń, którą trzymał.
-
Widzę, że zaplanowałeś sobie wszystko.
- Tak
mi się marzy – powiedział z lekkim uśmiechem.
- Aha.
- A ty
nie chcesz być ze mną? – spytał, a blondynka w jego oczach ujrzała strach.
- Chcę.
Niczego innego nie pragnę, niż tego aby spędzić całe życie z tobą i naszym
dzieckiem. Przez głowę mi nie przeszła nawet myśl, że mogłoby być inaczej.
- To
dobrze. A z programu musimy zrezygnować – powiedział Torres.
- Dla
dobra dziecka jestem gotowa to zrobić – powiedziała.
-
Kocham Was – powiedział, a po chwili spytał – Wiesz kto ci to zrobił?
- Nie.
Nie widziałam twarzy tego kogoś. Jedyne co usłyszałam to: „To cię nauczy, że
nie podrywa się cudzych mężczyzn i stukot obcasów.”
-
Tamara – powiedział Fernando.
- Nie
wiem czy to była ona.
- Ale
ja to wiem. Tylko ona jest do tego zdolna.
-
Fernando daj spokój.
-
Trzeba to zgłosić na policje – trwał przy swoim mężczyzna.
- Nic
to nie da. A ja chcę o tym jak najszybciej zapomnieć i zadbać o nasze dziecko –
powiedziała to tak dobitnie, że Torres nie miał już żadnych wątpliwości, że dla
niej teraz jest najważniejsza ta osóbka pod jej serduszkiem.
-
Dobrze będzie jak chcesz.
-
Dziękuje. A Paula dziś nie przyjdzie?
- Jak
się wyśpi to tak.
- A to
zabalowała z Pattinsonem?
- Nie.
Zdemolowała mieszkanie.
- Co?!
– spytała zdziwiona i zdenerwowana.
- Nie
wiem skąd, ale dowiedziała się, że Pattinson
nie jest z nią szczery i ma kogoś w Ameryce i tak się zdenerwowała, że jak
wróciłem do domu to myślałem, że ktoś ją skrzywdził. Wszystko było wywrócone, a
ona siedziała i płakała w kącie.
-
Kretyn z niego – powiedziała Wiktoria zdenerwowana.
-
Kochanie nie denerwuj się. Nie wolno ci – mówił Fernando głaszcząc jej dłoń.
***
[Ewelina Flinta – „Nieskończona Historia”]
Paula wstała o godzinie 10. Zły humor jej nie
opuszczał. Zresztą nie ma czemu się dziwić w końcu dzień wcześniej jej świat
runął w gruzach, pęknął jak bańka mydlana. Poszła do łazienki i nawet przez
moment nie spojrzała przez lustro dopóki nie obmyła twarzy porządnie zimną
wodą. Nałożyła odpowiednią warstwę makijażu. Wróciła do pokoju i ubrała jakieś
białe ubrania. Potem zjadła byle jakie śniadanie. Postanowiła odwiedzić
Wiktorię, bo pomimo tego, że w jej życiu się nie układało to nie zapomniała, że
jej jedyna przyjaciółka jest w szpitalu i nie wiadomo kiedy się obudzi. Wyszła
z domu dokładnie zamykając drzwi. Postanowiła nie korzystać z taksówki tylko do
szpitala pójść na pieszo, bo stwierdziła, że zimne i świeże powietrze dobrze
jej zrobi. Szła powoli nie śpiesząc się nigdzie.
- Paula
– usłyszała głos obok siebie.
Dobrze wiedziała czyj to jest głos i wszystko
się w niej zagotowało.
- Masz
czas dziś wieczorem? – Robert posłał jej jeden ze swoich uśmiechów pod którym
kolana się uginały każdej dziewczynie.
- Nie
mam dla ciebie czasu ani dziś, ani jutro, ani nigdy później – powiedziała nie
patrząc nawet na niego.
- Coś
się stało? – spytał kompletnie nie wiedząc o co jej chodzi.
- O to,
że nie mam dla ciebie czasu i nawet nie chcę go mieć – powiedziała głosem
pełnym pogardy.
- O co
ci chodzi? – spytał łapiąc ją za rękę.
- O to,
że nie chce cię znać kłamco.
-
Przecież cię nie okłamałem.
- Nie?
A kto powiedział, że rozstał się z dziewczyną?
- A o
to ci chodzi?
- Nie
no wiesz o coś innego – powiedziała z ironią.
-
Przestań – poprosił ją.
- Nie
to ty przestań pojawiać się w moim życiu, bo mam cię dosyć – powiedziała
patrząc w jego orzechowe oczy kiedy wypowiadała to zdanie biła z niej ogromna
pewność siebie, a jej oczy patrzyły na niego obojętnie jak nigdy.
- Ale…
-
Żadnego ale – przerwała mu i odeszła bez żadnego słowa więcej pozostawiając go
samego w wielkim mieście oraz samego ze swoimi myślami.
Rozeszli się jak zwykli ludzie, a spotkali się
jako wyjątkowi, a ich piętno miało ciążyć w życiu każdego z nich już wiecznie.
Spotkanie jakich mało
Na środku świata im zdarzyło się
Rozstanie jakich wiele
Na zawsze drogi im rozeszły się*
***
Robert wrócił do hotelu, spakował się i
pojechał taksówką na lotnisko. Tam wykłócił się o swój bilet do Stanów
Zjednoczonych. Wykorzystał bezlitośnie to, że jest gwiazdą i guzik go to
obchodziło, że jutro będą o tym pisać wszystkie brukowce w Hiszpanii, a kilka
dni później ta wiadomość dotrze do USA. W samolocie myślał tylko o tym jakim
bezczelnym i zakłamanym człowiekiem stał się przez sławę, która oprócz dużych
pieniędzy nie miała więcej żadnych plusów. Przypomniał sobie jak przed kilkoma
miesiącami obiecał mamie, że się nie zmieni, że pozostanie tym samym Robertem.
Zmienił się tak bardzo, że już sam nie wiedział kim dawny Pattinson był. Zgubił
się w labiryncie życia.
-
Robert! – usłyszał radosny krzyk i poczuł na szyi ręce Jessiki.
Był tak zajęty swoimi myślami, że nie wiedział
kiedy i jak dotarł do domu.
- Cześć
kochanie – powiedział z wymuszonym uśmiechem i przyjrzał się uważnie
dziewczynie.
W jej oczach zobaczył dwie iskierki. Z czegoś
była zadowolona i z pewnością – był o tym przekonany w 100% - nie było to
związane z pracą.
- Mam
dla ciecie wspaniałą wiadomość – powiedziała prowadząc go do salonu.
- Jaką?
– spytał siadając.
- Bo
ja… jestem w ciąży/ 3 miesiąc – wydusiła w końcu z siebie.
Patrzył na nią jak na kosmitkę. Nie wiedział
co powiedzieć. Wiedział jedno, że jest skazany na tą kobietę do końca swoich
dni.
- To
wspaniale – skłamał i wymusił uśmiech.
Zaplątał się w sieć kłamstw z której nigdy nie
miał już wyjść.
***12
miesięcy później***
- Paula
nie musisz uciekać – powiedziała Wiktoria stojąc na lotnisku razem z Torres’em
i swoimi bliźniakami.
-
Muszę. Tu za dużo złych wspomnień jest związanych z nim i z tym całym światem,
który jest do niczego – stwierdziła z nie ukrywanym żalem.
-
Przestań. Masz nas – mówił Fernando.
- Wy
macie rodzinę. Zajmijcie się Olivią i Olivierem.
Paula była osobą słabą psychicznie i ciężko
jej było funkcjonować przez 12 miesięcy w mieście pełnym złych wspomnień.
Wytrzymała tu tylko dlatego, że obiecała Wiktorii, że zostanie z nią do czasu
narodzin jej dzieci oraz jej ślubu z Fernando w ciągu roku pochowała także
rodziców którzy bardzo szybko odeszli z tego świata zmęczeni ciężką pracą,
dodatkowo zmartwieni złym samopoczuciem swojej jedynej córki. Teraz jednak
nadszedł czas zamknięcia pewnego rozdziału w swoim życiu.
- Ty
jesteś dla mnie jak siostra – powiedziała Wiktoria ze łzami w oczach.
- Ja
też cię kocham jak siostrę, ale kiedyś muszę sama stanąć na nogi i nauczyć się
sama żyć – wyjaśniła i przytuliła do siebie Wiktorię.
-
Mogłam cię zmusić do tego, żebyś została
matką chrzestną mojej córki i na przekór tobie dać jej na imię Paula – mówiła
Wiktoria.
-
Szybciej zapomnisz – stwierdziła blondynka i ruszyła w stronę odprawy.
Rodzina Torres’ów patrzyła na oddalającą się
postać. Nie dziwili się jej, że postanowiła uciec przez wspomnieniami, które
potrafią dotkliwie ranić.
- Ona
wie co robi – wyszeptał mężczyzna do ucha żony.
Ruszyli do wyjścia prowadząc dwa wózki ze
swoimi dziećmi. Wiktoria wiedziała, że zyskując miłość straciła przyjaźń, ale życie polega na dokonywaniu wyborów, które
często bywają trudne i ciężko jest się z nimi pogodzić.