Fernando siedział w mieszkaniu Wiktorii i
czekał na kobietę jego marzeń, snów. Tego dnia z treningu wrócili osobno,
ponieważ dziewczyna miała przymiarki swoich kreacji do ostatniego finałowego
już odcinka programu. Zgodnie z tym, co powiedział już dawno a w zasadzie od 15
minut powinna być w domu. Zaczynał się coraz bardziej niepokoić.
***
Blondynka wyszła z budynku i założyła
rękawiczki z czerwonej skóry na swoje ręce. Od kilku minut próbowała usilnie
zadzwonić po taksówkę, ale zawsze słyszała tylko głuchą ciszę po drugiej
stronie. W końcu uznała, że widocznie maj uszkodzone linie. Postanowiła wrócić
do domu na pieszo. Oświetlone ulice Madrytu nie zwiastowały niczego złego. Szła
spokojnie bez żadnych obaw. Na dworze było zimno, więc większość mieszkańców
miasta siedziała już w ciepłych domach pijąc, jakie gorący napój, aby ogrzać
swoje ciała. Wiktoria, aby dostać się na swoje osiedle musiała przejść przez
jedną z najbardziej niebezpiecznych ulic stolicy Hiszpanii. Nigdy nie lubiła
tędy chodzić, ale też nigdy nic jej się tutaj nie stało. Szła, więc pewnie, ale
lekko przyśpieszyła kroku, aby najciemniejszą ulice jak najszybciej mieć za
sobą.
Nagle ktoś jedną ręką złapał ją w pasie, a
druga zakrył jej usta tak, że nie mogła krzyczeć. Szarpała się, kopała i
wyrywała się. Jednak napastnik okazał się silniejszy. Wciągnął ja do bramy i
popchnął z taką siłą, że wleciała na ścianę, po czym osunęła się po niej. Czuła
ból głowy. Kompletnie nie wiedziała, o co może chodzić napastnikowi. Chciała
się podnieść i uciec ile sił w nogach, ale w tym momencie ktoś uderzył ja w
twarz. Poczuła metaliczny smak krwi na wargach. Kolejny cios sprawił, że upadła
na zimne kamienne chodnikowe płytki. Tym razem była kopana w brzuch. Trwało to
jakieś 15 minut może trochę krócej. Łzy spływające po jej policzkach mieszały
się z krwią i spadały na brudne płytki. W końcu ktoś przestał zadawać jej ból.
Czuła jak ktoś klęka obok niej, ale nie miała siły żeby spojrzeć, kto był
napastnikiem. Usłyszała tylko głos pełen nienawiści, który mówił:
- To
cię nauczy, że nie podrywa się cudzych mężczyzn.
Nie umiała w danej chwili rozróżnić czy było
to brzmienie męskie czy damskie, bo ból głowy i brzucha był tak niemiłosierny,
że osłabiał zmysł słuchu, ale po słowach zorientowała się, ze była to kobieta.
Ostatnią rzeczą jaką zapamiętała był stukot
obcasów. Potem była już tylko ciemność.
***
Zerkał nerwowo na zegarek. Już od godziny
powinna być w domu. Nie odbierała telefonów. Rozumiał, że przymiarki mogą się
przeciągnąć. Ale żeby o całą godzinę? Usłyszał szczęk kluczy w zamku. Wybiegł
do przedpokoju, ale zamiast Wiktorii ujrzał w drzwiach Paulę.
- Co
jest? – spytała widząc minę Torresa.
-
Wiktorii jeszcze nie ma – powiedział.
- Jak
to nie ma? – spytała, a po chwili dodała – Przecież mieliście razem wrócić.
- Tak,
ale ona miała przymiarkę sukni i musiała zostać, a ja chciałem dziś wypełnić
papiery rozwodowe – wyjaśnił.
- Może
wszystko po prostu się przeciągnęło – powiedziała blondynka starając się jakoś
go uspokoić.
- O
godzinę? – spytał z niedowierzaniem.
-
Dzwoniłeś do niej?
-
Kilkanaście razy. Nie odbiera.
-
Spróbuj jeszcze raz – powiedziała siadając obok niego.
Piłkarz wziął telefon leżący na stole i
wykręcił numer blondynki. Pierwszy sygnał. Nic. Drugi sygnał. Też nic. Trzeci,
czwarty również nic. Po siódmym już miał się rozłączyć, kiedy usłyszał w
słuchawce męski głos:
-
Słucham?
- Dobry
wieczór. Jest to numer mojej dziewczyny… - nie dokończył, bo mężczyzna po
drugiej stronie mu przerwał.
-
Wiktorii Sandemor? – spytał.
- Tak.
A kim pan jest?
-
Doktor Stefano Montez ze Szpitala św. Teresy.
- Coś
nie tak z Wiktorią? – spytał przerażony Fernando.
- Pani
Sandemor została pobita i od 20 minut jest u nas w szpitalu, więcej nie mogę
panu powiedzieć.
- Zaraz
tam będę – rzucił Torres.
Paula spojrzała na chłopaka. W ciągu kilku
sekund stał się biały jak kreda, a ręce zaczęły drżeć jak w febrze. Rzucił
telefon i wpatrywał się bez celu w jeden punkt.
- Torres,
co jest? – spytała.
- Wiki
jest w szpitali.
- Jak
to w szpitalu? – spytała zszokowana blondynka.
- Ktoś
ją pobił. Jadę tam.
-
Jedziemy – poprawiła go blondynka i w ciągu kilku minut siedzieli już w
samochodzie chłopaka.
Ściskał mocno kierownicę chcąc tym samym
opanować drżenie rąk. Jego oczy wpatrzone były w jezdnię. Czuł się winny, że
ktoś ją pobił. Uważał, że to przez niego wylądowała w szpitalu. Po 10 minutach
drogi parkował auto na parkingu tuż obok szpitala. Szybkim krokiem udał się w
stronę wejścia do szpitala tuż za nim szła Paula. Szybko dowiedział się gdzie urzęduje
lekarz, który opatrywał Wiktorię. Wbiegł na drugie piętro i bez problemu
znalazł pokój numer 413. Zapukał, a gdy usłyszał „Proszę” wszedł o środka, a za
nim jak cień weszła przyjaciółka głównej bohaterki.
- Pan…?
– spytał lekarz.
-
Fernando Torres.
-
Jesteśmy przyjaciółmi Wiktorii Sandemor – dodała Paula.
- Jak
ona się czuje?
-
Przykro mi, ale takich informacji udzielić mogę tylko najbliższej rodzinie –
odpowiedział lekarz.
- Jej
rodzice mieszkają w Polsce. J jestem jaj przyjaciółką, którą traktuję jak
siostrę, a on jest jej chłopakiem –
wyjaśniła zielonooka.
Lekarz przyjrzał im się uważnie, a po chwili
zastanowienia pokazał im dwa krzesełka, co znaczyło, że mają usiąść, a sam
zaczął mówić:
- Jej
życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie ma żadnych złamań. Jest dość mocno
poobijana. No i jest nie przytomna.
- A
kiedy się obudzi? – spytała Paula.
-
Myślę, że to kwestia kilku godzin – opowiedział lekarz – A i zapomniałbym
dziecku o dziwo też nic nie jest.
-
Jakiemu dziecku? – spytał Torres.
- Pani
Sandemor jest w drugim miesiąc ciąży.
Fernando wpatrywał się w lekarza jakby
zobaczył ucha. Nie ocierało do niego to, że za 7 miesięcy spełni się jego
największe marzenie mianowicie takie, iż zostanie ojcem. Wydawało mu się, że to
wszystko dzieje się za jakąś szklaną szybą, a on to wszystko tylko i wyłącznie
obserwuje. Oczyma wyobraźni ujrzał wizję tego jak będzie wyglądać jego życie za
10 lat. Będą mieszkać w domu jeszcze konkretnie nie wiedział gdzie, bo to
zależało od tego jak potoczy się jego kariera. Wiedział na pewno, że będzie to
om jak z bajki. Ona będzie siedziała w domu i zajmowała dziećmi lub, jeśli
będzie miała taką ochotę zacznie pracować. W dość dużym ogrodzie będą bawiły
się ich dzieci – dwie śliczne dziewczynki, a nie opodal nich leżeć będzie pies
– owczarek niemiecki, aby pilnować pociech wtedy, kiedy to ich matka lub niani
będą zajęte gotowaniem obiadu lub innym domowym zajęciem.
Tylko pozostaje pytanie: czy ona też tego chce?
Notka super... ciąża w najmniej spodziewanym momencie;) Ktos zostanie mamusia(no i tatusiem tez zeby nie bylo) notka jak zwykle super itp itd..juz dobrze wiesz co oniej sadze...mowiac jednym slowem: niezwykla.. A co do dinusi...nic tak szybko nie wymarly jak one..a jak przez miesiac mi zwialas to co mialam pomyslec? hehe dziekuje za dedykacja..Pozdrawiam i c
OdpowiedzUsuńoj , dawno mnie tutaj nie było... wiki zostanie mamusią. oj, słodko ;d;d;d
OdpowiedzUsuńno proszę proszę ona będzie mamą ;D;) rozdział swietny tylko dlaczego koniec za dwa rozdziały ;(
OdpowiedzUsuń