sobota, 21 lipca 2012

Rozdział siódmy – „Stale mijamy się zrobię największy błąd Ty się zjawisz, a ja powiem, że to nie to.


 Minął miesiąc. Miesiąc pełen wyczerpujących treningów. Po owym miesiącu Fernando musiał wrócić do Liverpoolu. I właśnie tam był. W swoim małym mieszkanku. Sam jak palec. Mimo, że poleciała z nim Tamara czuł się bardzo samotny. Czegoś mu brakowało. Żona codziennie wychodziła do przyjaciółek, a on na treningi. Razem tzn. w jednym łóżku spędzali noc śpiąc obok siebie. Niby wszystko było dobrze, ale jednak nie idealnie. Fernando jadał na mieście. Tamara nie gotowało i to go chyba najbardziej bulwersowało. Cały czas pamiętał jak mama wracając z pracy robiła obiad dla całej rodziny. A potem kolacje, którą jedli razem. Czuł zapach domowego ogniska, w którym panowała miłość. Atmosfera była niepowtarzalna. Rodzina zawsze mogła na siebie liczyć. A on i Tamara? Od ich ostatniej rozmowy nic się nie zmieniło. No może Tamara nie denerwowała się już tak o taniec, ale nie poświęcała mu ani trochę uwagi. Zastanawiał się czy rodzice nie mieli racji, kiedy powiedzieli mu, ze to małżeństwo nie ma szans. Wiedział, że jeśli mieli rację już nie może się z tego wycofać. Nie mógłby zranić Tamary. Wolał sam cierpieć byleby tylko ona była szczęśliwa.
- Ehhh… Torres ty się zawsze w coś wpakujesz – powiedział sam do siebie.
 Podszedł do barku i wyjął z niego butelkę z czerwonym napojem. Nalał sobie trochę do kieliszka. I ponownie usiadł w fotelu. Słońce zachodziło, co powodowało, że bohater miał ochotę jeszcze bardziej zacząć myśleć nad swoim życiem. Zamoczył usta i poczuł na wargach słodko – kwaśny smak. Patrzył w jeden punkt. Świat jakby przestał dla niego istnieć. Liczył się on i jego myśli. Tylko on. Czuł się zagubiony we własnym życiu. Czuł, że musi znaleźć jego sens. I nie tylko zdobywać najwyższe wyróżnienia piłkarskie, ale znaleźć to, co będzie sprawiać mu radość ilekroć tylko na to spojrzy. Czuł, że nadchodzą poważne zmiany w jego życiu, ale jeszcze nie wiedział, jakie i co będzie musiał poświęcić i jakie swoje zasady złamać.
***
 Kilkaset kilometrów od Liverpoolu pewna blondynka o brązowych oczach spała najspokojniej w świecie. Jej włosy rozrzucone były delikatnie po błękitnej satynowej poduszce. Powieki zasłaniały jej bursztynowe oczy, a rzęsy rzucały cień na jej piękne policzki. Wyglądała jak śpiąca królewna, która czeka na swojego księcia z bajki. Na tego, który obudzi ją ze słodkiego i niewinnego snu i poruszy jej serce do bicia. Tak naprawdę on był na wyciągnięcie ręki. Tak blisko a jednak tak daleko. Należał do niej, bo takie było ich przeznaczenie, a jednak nie był jej, bo za późno się spotkali. Ale czy wszystko było stracone? Teraz wydaje się, że tak. Ona nigdy nie łączy pracy zawodowej z życiem prywatnym. Potrafi poświęcić wszystko nawet miłość. Tak zrobiła już raz, ale czy i tym razem pozwoli odejść swemu przeznaczeniu?
***
Mijały, dni, tygodnie. Spotykali się zawsze na sali. Od czasu do czasu towarzyszyła im kamera, które rejestrowała ich treningi. Podczas jednej z przerw Fernando zapytał.
- Skąd pochodzisz?
- Urodziłam się w Polsce. Moja mama jest Polką, a tata Hiszpanem.
- To, dlatego tak się upierasz za każdym razem, żeby twoje imię pisać przez „W”, a nie przez „V” – mówił i jednocześnie napisał obie litery.
- Tak. Imię dostałam po tacie. On miał na imię Viktor przez „V”.
- Dlaczego?
- Otóż. Moi rodzice poznali się podczas wakacji. Moja mama była z przyjaciółmi i z przyszłym mężem w Madrycie. Tam poznała tatę, który kompletnie zawrócił jej w głowie. Spędzili ze sobą nie jedną upojną noc. Oczywiście narzeczony mamy nic nie wiedział, albo nie chciał wiedzieć. Potem mama wróciła do Polski, a tata został.
- I chcesz mi może powiedzieć, że po tych kilku nocach Twoja mama była w ciąży? – spytał.
- Nie. Nie przerywaj mi.
- Ok. Przepraszam.
- Tata jednak czuł, że nie może żyć bez mamy. Więc poleciał za nią. Wiedział tylko jak ma na imię i z jakiego miasta pochodzi. W sumie nie miał szans, żeby ją znaleźć w kilku tysięcznym mieście. Ale on był twardy i nie poddawał się. Po kilku tygodniach, kiedy już tracił nadzieję wpadł na nią. Właśnie zerwała ze swoim narzeczonym. I od tego dnia są razem. Nie cały rok później wzięli ślub, a po 9 miesiącach od tego dnia urodziłam się ja. Tata znalazł dobrze płatną pracę, ale musiał wyjechać w delegacje dokładnie wtedy, gdy zbliżał się termin porodu. W dniu moich narodzin wracał do domu. Jechał ostrożnie, ale miał wypadek. Miał tego nie przeżyć. Gdy moja mama się o tym dowiedziała zaczęła rodzić. Mój dziadek zawiózł ją do szpitala. I urodziłam się ja. Mogłam nie przeżyć. Byłam bardzo mała i chuda. Lekarze nie wiedzieli, dlaczego. Nie dawali mi żadnych szans. Mama, która bardzo przeżywała i wypadek taty i poród poprosiła pielęgniarkę żeby ochrzciła mnie Wiktoria właśnie przez „W”. Na pamiątkę po tacie gdybym jednak przeżyła, a on nie. A dodatkowo jestem pół Polką, więc żeby byłą jakaś równowaga to imię mam pisane po polsku a nazwisko już jest hiszpańskie.
- Ale jednak przeżyłaś – powiedział.
- Tak. Przeżyłam i ja i mój tata. Mama mówi, że te dwa tygodnie, kiedy chodziła od jednej sali do drugiej ma wyjęte z życia.
- Jednego dnia mogła stracić i dziecko i męża.
- Dokładnie – powiedziała.
- Nie przypominasz Hiszpanki – zauważył.
- Mam mieszaną urodę. Kolor włosów mam po babci z Polski, a oczu po tacie.
- Właśnie o to mi chodziło – powiedział.
 Wrócili do ćwiczeń. Nie wiedzieli jednak, że ktoś był pod drzwiami podczas ich rozmowy. Za drzwiami stała Tamara. Stała i podsłuchiwała. Gotowało się w niej, że Fernando podoba się urody tej nieczysto krwistej Hiszpanki. Miała ochotę wejść tam i powiedzieć jej żeby nie podrywała jej męża.
 Ani Wiktoria ani Fernando nie zdawali sobie sprawy z tego, że łączy ich specyficzna więź. Że przestają być sobie obojętni, że na każdy trening czekają z wielkim utęsknieniem. To znaczy może Torresowi coś świtało w głowie, gdy był w Liverpoolu, że gdy nie ma go w Madrycie i kiedy nie trenuje świat wydaje mu się szary i smutny. Dopiero, gdy wracał na sale treningową i widział lśniące i błyszczące włosy oraz bursztynowe oczy wracała mu chęć do życia.
*** 2 miesiące później***
 Siedzieli w tak zwanej poczekalni i czekali, aż przyjdzie ich kolej do zatańczenia. Byli parą z numerem 5. Zejście po kręconych schodach mieli za sobą. Każda z par była bardzo zestresowana. Pani pilnowały się żeby nie rozmazać sobie makijażu. Co jakiś czas przybiegał ktoś i poprawiał wszystkim makijaże.
- Stresujesz się? – spytała Wiktoria słysząc, że para z numerem 4 kończy taniec.
- Trochę – odpowiedział blady jak ściana Torres.
- Idźcie już – powiedział mężczyzna odpowiadający za kolejność wychodzenia par.
 Wstali i ruszyli krótkim korytarzem a następnie stanęli i czekali, aż prowadzący zawoła ich na środek.
 Ona miała na sobie sukienkę, której ramiączka łączyły się na szyi, sukienka posiadały duży dekolt i odkrywała plecy. Wyglądała jakby była jedyną rzeczą, która utrzymuje ją na Wiktorii są właśnie ramiączka. Wszystko było w kolorze czerwonym. Fernando miał czarne spodnie oraz koszule w tym samym kolorze, co komplet Wiktorii, a do tego jeszcze marynarkę.
 Mieli minutę. 60 sekund. Dla jednych dużo dla innych znowu mało. W tańcu mieli pokazać radość oraz to, że coś do siebie czują. Wiktoria czuła wielką tremę. Większą niż ta, która towarzyszy jej podczas turniejów. Modliła się w duchu żeby ani ona ani Fernando nie pomylili kroków, nie potknęli się. Spojrzała na partnera. Był blady, żeby nie powiedzieć, że biały. Uśmiechnęła się do niego i zaczęła prowadzić. Po chwili zapomniała o stresie i zaczęła tańczyć jakby nikt na nią nie patrzył. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, patrzyła uwodzicielskim wzorkiem na Torres’a i tańczyła.
 On zanim zaczęli tańczyć miał nogi jak z waty. Myślał, że wywróci się, gdy tylko postawi pierwszy krok. Spojrzał na Wiktorię. Była przestraszona tak samo jak i on. Poleciały pierwsze nuty. W myślach cały czas liczył takty. Ale tylko do chwili, gdy poczuł, że jego ciało porwała muzyka. Mimo to, jednak skupiał się na prawidłowym wykonywaniu kroków, co ze względu na tremę nie szło mu najlepiej, ale starał się i miał nadzieję, że blondynka to dostrzeże.
 Ktoś to patrzył na nich z widowni nie podejrzewał jak bardzo są zestresowani, jak bardzo modlą się o to żeby nie było żadnej pomyłki. Kroki wykonywali płynnie, dokładnie jakby oboje tańczyli od dziecka. Udało im się stworzyć atmosferę zauroczenia, namiętności i nutki erotyzmu. Zalotne spojrzenie dziewczyny i zaloty Torres’a wspaniale współgrały ze sobą. Czy uwierzycie mi jak powiem wam, że bohater nigdy nie patrzył tak na swoją żonę jak teraz patrzył na Wiktorię. W końcu skończyli. Ukłonili się publiczności i podeszli do prowadzącego.
- Parkiet płonie od waszego tańca – powiedział Timo.
- To może niech go ktoś ugasi – zaśmiał się Torres oddychając ciężko.
- Wiktoria twój partner pożerał cię wzrokiem – komentował prowadzący.
- Dobrze, że nie zjadł, bo ktoś go uczyć tańczyć musi.
- W sumie racje. Poproszę o opinię Peter’a Polin – Timo.
- Po pierwsze proszę spojrzeć na nogi tancerki. Do samej szyi. I ruszają się wspaniale. Jeśli chodzi o taniec to o jego poprawność nie mi się wypowiadać tylko innym sędziom. Mi bardzo się podobała oprawa ogólna, wasza gra aktorska jest do pozazdroszczenia.
- Może teraz pani Mary Tequila – Timo
- Dużo figur podstawowych i tych dodatkowych. Niektóre nie do końca opanowane, ale to jest wszystko do opanowania. A i Fernando pracuj nad przeprostami – powiedziała.
- Zamykajcie do Kate. A jeśli chcecie, aby ta para zatańczyła miłosny taniec dla nas jeszcze nie raz to po prostu głosujcie.
 Weszli do poczekalni gdzie wszyscy uczestnicy powitali ich ogromnymi brawami.
- Piękna cha – cha. Wiktoria powiedz czy trudno było zmusić ciało piłkarza żeby tańczyło?
- W sumie nie, ale jednak trochę pracy trzeba było włożyć.
- Wydaje mi się, że opłacało się. Fernando najśmieszniejsza myśl, jaka ci przeszła przez głowę podczas treningu.
- To było wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłem buty do łaciny. Wziąłem je do ręki i popatrzyłam na nie i po chwili pomyślałem: „Jak ja mam się w nich do cholery mam czuć jak prawdziwy, macho?”.
- Powiedziałeś to na głos? – spytała Kate.
- Nie – odpowiedział Fernando.
- A teraz zobaczmy jak ocenili wasz taniec sędziowie.
 Oceny układały się tak 7,8,7,7. Co w sumie dawało łączną notę 29. Kate podała numery na jakie można wysyłać głosy na parę numer 5 i kazała im usiąść. Usiedli obok siebie i czekali na ogłoszenie wyniku, kto w tym odcinku odpadnie.
 Właśnie stali na środku. Timo i Kate mieli kopertę z wynikami. Po głosowaniu sędziów Wiktoria i Torres zajmowali miejsce 5 na 14 par.
- Najwięcej punktów po sumowaniu ocen sędziów i publiczności zdobyli Fernando i Wiktoria.
 Żadne z nich nie mogło w to uwierzyć. Wycofali się do tyłu, a potem czekali na resztę wyników. Z programu odpadł mało znany piosenkarz Paul Werne ze swoją partnerką Tiną Rosati. 

5 komentarzy:

  1. kochanie slicznie:) podobalo mi sie bardzo wiec nie mow ze bylo źle
    oby tak dalej :):)
    buziaki :*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tragedia... Wiem co mówie... Bo sama pisałam...

      Usuń
  2. śliczy odcinek.nie było tak źle..buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się odcinek podoba i to bardzo :D I powiem, ze z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam :* /one-of-us

    OdpowiedzUsuń
  4. Padam i biję się w piersi. Jak mnie długo u ciebie nie było! Ale przeczytałam wszystko jednym tchem. Nareszcie wystąpili. 29 pkt? Na pierwszy odcinek to dobra nota. No i dostali najwięcej głosów publiki! Jupi! Niech się ta głupia Tamara ugryzie! Torres będzie z Wiktorią, wierzę w to!
    Tymczasem Wiki ma przejmującą historię. Dobrze jednak, że wszystko skończyło się szczęśliwie.
    Pozdrawiam :*
    Joaynel (niegdyś LenaC)
    [lethargy]

    OdpowiedzUsuń