Dni do wylotu minęły szybko. Właściwie
dziewczyny nie zorientowały się, kiedy nadszedł dzień wylotu. Nie za bardzo
przepadały za piłką nożną, więc nie chciały zbyt długo przebywać w mieście
gdzie przez cały czas będą przemieszczać się kibice. Leciały jednak na finały z
ogromną przyjemnością, ponieważ w finale grała Hiszpania z Niemcami. W dni wylotu,
czyli w dniu poprzedzającym wielki mecz gdzie na lotnisku w Madrycie było ludzi
więcej
niż mrówek w mrowisku, bo każdy miał nadzieję, że uda mu się w
ostatniej chwili zakupić bilety na wielki mecz. Lot minął dziewczyną spokojnie,
ponieważ prawie cały przespały.
Do hotelu jechały dość długo taksówką,
ponieważ na mieście były ogromne korki.
- Całe
miasto sparaliżowane przez mecz finałowy – przeklinał kierowca po niemiecku,
ale dziewczyny nie wiele go rozumiały.
Skupiły się raczej na oglądaniu miasta.
- Mam
nadzieję, że warto było tutaj przylecieć – powiedziała Wiktoria kładąc walizkę
na łóżku w pokoju hotelowym.
- Może
nasi chłopcy postarają się i wygrają – powiedziała Paula podchodząc do okna.
- Może.
Ja natomiast od poniedziałku zaczynam treningi z jakimś sportowcem –
powiedziała Wiki.
- Wiesz
już, z kim? – spytała Paula.
- Nie
wiem. Mają nam powiedzieć na zebraniu. Mają przedstawić nam pary –
odpowiedziała Wiktoria.
- Wiesz,
co jestem śpiąca – zaczęła Paulina.
- Ja również. W sumie to jest 23 – powiedziała
Wiki.
- To,
co idziemy spać? – spytała przyjaciółka
-
Pewnie. Jutro pójdziemy na jakieś zakupy, a potem na mecz i będziemy oglądać
jak 22 facetów gania za jedną mała piłką od jednej bramki do drugiej –
powiedziała Wiki.
Przyjaciółki wzięły szybkie kąpiele i położyły
się do łóżek gdzie ledwo przyłożyły głowę do poduszki od razu zmorzył je sen.
***
Noc ogarnęła całe miasto. Światło dawały tylko
lampy uliczne. Miasto wyglądało bardzo romantycznie i aż prosiło żeby zakochać
się. Można nawet było pomyśleć, że ma w sobie większy urok niż Paryż, który
jest uznawany za miasto miłości. Wydawałoby się, że wszyscy śpią. Jednak nie
wszyscy spali. Nie spał również pomimo późnej pory jeden z piłkarzy
hiszpańskiej reprezentacji piłki nożnej. Był to wysoki chłopak o twarzy
dziecka. Może, dlatego miał przezwisko „Dzieciak”. Miał 24 lata. Na serdecznym
palcu u prawej ręki widniała złota obrączka. Właśnie nie dawno pokłócił się ze
swoją świeżo upieczoną żoną. Małżeństwem byli od jakiś trzech miesięcy. Ona
była starsza od niego o jakieś 4 lata. Już raz była mężatką, dlatego mogli
wziąć tylko ślub cywilny, co nawet nie przeszkadzało Fernando. W sumie sam nie wiedział,
co go podkusiło żeby stanąć przed urzędnikiem. Kochał swoją żonę Tamarę, ale
ta z każdym dniem stawała się coraz gorsza. Teraz zabroniła mu
wziąć udział w hiszpańskiej edycji „Tańca z gwiazdami”. Nie podała nawet
stosownego argumentu. Po prostu mu nie pozwoliła.
- Co
jest stary? – spytał David Villa.
-
Zastanawiam się, co mam zrobić – odpowiedział chłopak
- Z
czym? Z meczem? W meczu masz zagrać jak nikt inny i dać nam zwycięstwo –
powiedział Deco.
- Nie
chodzi o mecz.
- A o
co? – spytał zdziwiony David.
- O ten
mój występ.
-
Chcesz wziąć w tym udział? – spytał kolega z drużyny.
-
Pewnie, że chce. Rozmawiałem już z trenerem Liverpoolu powiedział, że nie
będzie mu utrudniał. Że treningi będę miał na początku tygodnia, potem lecę do
Madrytu i trenuje. Na sobotę wracam. Gram mecz. Potem znowu lecę do Madrytu i tańczę w programie.
Menager również mówi, że to nie jest głupi pomysł – powiedział Fernando
- Więc,
o co chodzi? – spytał zdziwiony David.
- O
moją żonę.
- O
Tamarę? A co z nią nie tak?
- Nie
pozwala mi. Grozi rozwodem.
- Nie
przejmuj się tym. Po prostu boi się, że tam kogoś poznasz.
-
Ciekawe, kogo? – spytał z ironią Torres.
- Jakąś
śliczną długonogą tancerkę, w której zakochasz się bez pamięci – wyjaśnił mu
Deco.
- Ja
jej cały czas powtarzam, że tylko ją kocham.
- Więc
jak ją kochasz to dobrze. I jak chcesz weź w tym udział. A teraz kładź się
spać. Na jutro musisz być wypoczęty – powiedział kumpel i położył się spać, a
Fernando poszedł w jego ślady.
***
Dzień 29 czerwca 2008 roku przeszedł do
historii. Ze względu na wynik meczu. Ale o tym później i w swoim czasie. Wróćmy
do bohaterek, które od godziny 11 do 17 buszowały, bo wiedeńskiej galerii
handlowej przymierzając miliony ciuchów.
-
Piękna pora wracać. O 20 musimy być na stadionie zajmować nasze miejsca.
Podobnież mamy najlepsze. Więc nie możemy pozwolić, żeby ktoś nas wyrolował –
powiedziała Paula.
- A od
kiedy ty jesteś taką fanką piłki nożnej? – spytała zdziwiona blondynka.
- Nie
jestem, ale jak już masz te bilety to szkoda, żeby się zmarnowały – stwierdziła
inteligentnie blondynka numer dwa.
- W
sumie fakt – zgodziła się Wiki.
Zaczęły wracać do domu. Co nie było łatwą
sprawa z powodu ogromnej liczby toreb. Najgorszy problem miały przy wejściu do
hotelu, bo nie mogły otworzyć drzwi wejściowych. Ale na szczęście ktoś
wychodził z hotelu, więc problem jakoś się rozwiązał.
- My to
jesteśmy blondynki – powiedziała Wiki ze śmiechem pozwalając wyjść owemu
mężczyźnie z hotelu.
- Panie
pierwsze – powiedział z uśmiechem.
Wiktoria uśmiechnęła się również i weszła do
środka. Chciała podziękować, ale owego mężczyzny już nie było. Wyszedł.
Dziewczyna nawet dobrze mu się nie przyjrzała. Poszły do swojego pokoju i
zaczęły się szykować. Obie postawiły na czerwone bluzki i ciemne dżinsy.
-
Wiesz, że czegoś nam brakuje… - zaczęła Wiki.
-
Czego? – spytała Paula zapinając swoje ulubione kolczyki.
-
Szalików naszej reprezentacji – powiedziała Wiktoria i wyciągnęła ze swojej
walizki dwa szaliki w barwach Hiszpanii.
- Ty to
o wszystkim pomyślisz – stwierdziła Paula.
- Wiem.
- Ah ta
twoja skromność mnie powala – zaśmiała się przyjaciółka.
- To
też wiem – odpowiedziała Wiki również się śmiejąc.
Po chwili obie już były w drodze na stadion
razem z jakąś grupką hiszpańskich kibiców. Przez co czuły się dużo
bezpieczniejsze niż jakby miały iść same. Trochę czekały za nim weszły na
stadion i zajęły właściwe im miejsca. I rzeczywiście miały je jak najlepsze.
- Skąd
on wytrzasnął tak dobre miejsca!? – spytała Paula starając się przekrzyczeć
tłum fanów.
- Nie
wiem. Ale pewnie dużo za nie zapłacił! – odkrzyknęła jej Wiki.
Zaczęło się. Weszły obie drużyny. Hymny obu
państw. Wybór stron. Przywitanie się kapitanów oraz sędziów. Emocje cały czas
rosły. Pierwszy gwizdek sędziego i ruszyli. Walka toczyła się od samego
początku. Kilka razu hiszpańscy kibice zamierali z wrażenia, ponieważ niemieccy
piłkarze zagrażali naszej bramce. Jednak to prawda, że niewykorzystane sytuacje
lubią się mścić. I tak też się stało. Dokładnie w 33. minucie piłkę ze swojej
bramki wyjmował niemiecki bramkarz. Gola jedynego w tym meczu strzelił Fernando
Torres.
Gdy w 90. Minucie rozległ się ostatni gwizdek
sędziego kończący nie tylko ten mecz, ale również cały turniej hiszpańscy
kibice oszaleli z radości.
-
Zwariowali! – krzyknęła Wiki i zaczęła kierować się ku wyjściu póki to jeszcze
w jakiś sposób było możliwe.
-
Dziwisz się im się?! – odkrzyknęła Paula.
- Nie!
Wyjście jednak okazało się nie lada wyzwaniem,
ponieważ każdy kibic teraz musiał ze wszystkimi podzielić się swoimi emocjami i
radością jak to było w przypadku Hiszpanów. Dziewczyny zrezygnowały z
przeciskania się przez rozszalały tłum. Poczekały, aż ludzie sami zaczną
opuszczać sektory i zaczęły wychodzić wtedy, gdy stadion był już prawie pusty.
Zazwyczaj na pustym stadionie zostawały rodziny piłkarzy, którzy potem
wychodzili na stadion i wchodzi do sektorów, aby się przywitać i zebrać uwagi
po meczu.
-
Przepraszam – zagadnęła Wiki do stojących w grupce hiszpańskich piłkarzy.
- Tak?
– spytał Torres odwracając się w jej stronę.
- Mam
małą prośbę.
- Jaką?
– tym razem pytanie zadał David.
- Mogę
prosić każdego z panów o trzy podpisy? Jedne dla mnie a drugie dla mojego
chorego kolegi, który oddał mi bilety, a trzecie dla przyjaciółki stojącej nie
daleko – powiedziała Wiki.
-
Jasne. Kolega musi cię bardzo lubić skoro oddał ci swoje bilety – powiedział
Torres oddając dziewczynie podpisane zdjęcia.
-
Złamał nogę to, dlatego – wyjaśniła dziewczyna i odeszła.
- Masz
to, co chciałaś? – spytała Paula, która stała na uboczu.
- Tak.
Mam dla siebie i dla Tom’a i dla ciebie.
-
Wspaniale. Teraz idziemy do hotelu i spać, bo jutro o 10 mamy samolot.
I tak o to zakończyła się krótka przygoda dziewczyn
w Wiedniu, ale nie dajcie zwieść się pozorom. Tak naprawdę to dopiero początek
perypetii dziewczyn, a w szczególności jednej. Nie zdradzę wam, jakie rozterki
będzie przeżywać bohaterka, bo to nie na tym rzecz polega. Ale możecie być
przekonani, że będą obecni krew, pot i łzy. A także przyjaźń,
miłość i nienawiść.
notka ma byc za tydzien a nie za dwa i ja juz sie o to postaram;p
OdpowiedzUsuńa notka świetna bo w naszym wykonaniu :)
super notka..ciekawe co bedzie pozniej juz sie nie mogę doczekać:)
OdpowiedzUsuńbuzka
już nie moge się doczekać następnego rozdziału.. =) piszesz tak zaciekawiawująco (to chyba nie jest polskie słowo) że aż trzeba wszytsko dokłądnie czytać =) Czekam ... dzieki, zę mnie infromujesz =D
OdpowiedzUsuńładnie. ogólnie fajny odcinek. wybacz, ale nie mam weny na koment.
OdpowiedzUsuńJa Ci dam za dwa tygodnie Ada!!!!
OdpowiedzUsuńCuuudnie poprostu, pierwsze zetknięcie z Torresem:D
super rozdział, czekam na next;*
OdpowiedzUsuńWow, niesamowicie. I czyżby gościem, który otworzył im drzwi w hotelu był Torres? A swoją drogą to jego zachowanie po meczu było nieco aroganckie- 'Kolega musi cię bardzo lubić skoro oddał ci swoje bilety'. Jakby to było największe poświęcenie świata ^^ No ale cóż, jak się wygrywa to można być jeszcze w euforii :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :*
LenaC
http://unmistakable.blog.onet.pl/
Ja tylko utwierdze opinie koleżanek wyżej xD Odcinek jest super i ja już chce jak najszybciek kolejny więc wiesz :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń